piątek, 28 marca 2014

Lots to talk about

No właśnie, wczoraj zdałam sobie sprawę, że w przeciągu ostatnich 10 lat nie odbyłam tylu spotkań towarzyskich co przez ostatnie 8 miesięcy. Zapisuję to na plus życia na emigracji, ale i tak lista minusów jest dłuższa...zobaczymy co życie przyniesie.

niedziela, 23 marca 2014

Ola 8 lat!

Czas płynie....widać to po dzieciach....osiem lat temu przytuliłam po raz pierwszy moją córeczkę.
Olusiu jesteś najwspanialsza! Kochamy Cię!


niedziela, 16 marca 2014

Zazdrość

Niesłychane jak wielu rzeczy można zazdrościć innym. Zazdrościmy materialnych rzeczy, powodzenia w pracy, wakacji w ciepłych krajach ale żeby zazdrościć: miłości, grzecznych dzieci, kochającego męża? PRZESADA!
Ja też zazdroszczę, jestem przecież człowiekiem ale zazdroszczę przede wszystkich pogody ducha, optymizmu, samozaparcia , uporu....gdzieś przez ostatnie lata to wszystko zgubiłam. Może są jakieś magiczne sposoby na pozytywne myślenie?


środa, 12 marca 2014

Patriotyzm

Podobno w przeprowadzonej w Polsce ankiecie 45 procent obywateli, na zadane pytanie: czy walczyłbyś za swój kraj odpowiedziało: NIE! Czy aż tak ojczyzna dała nam popalić, że nie jesteśmy gotowi poświęcić dla niej siebie.

sobota, 8 marca 2014

Dzień jak codzień...

Dziś jest kolejny, zwyczajny dzień mojego życia. 
Ile z nas tak powie? 
Ja nie, bo powinniśmy celebrować każdy nowy dzień, cieszyć się z małych rzeczy i nie martwić się na zapas. Pamiętajmy  - kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym nie dane nam będzie otworzyć oczu. 
Cudownego - zwykłego dnia kobietki:)


środa, 5 marca 2014

Cudze chwalimy swego nie znamy.

Ile razy każdy nas zachwycał się rzeczami, których nie mógł mieć, miejscami, których nie mógł zwiedzić, obyczajami, których nie mógł poznać. Często nie dostrzegamy piękna otaczających nas miejsc bo są znajome, zwyczajne, oklepane. Marzy nam się przenieść gdzieś gdzie wszystko będzie nowe, egzotyczne i ekscytujące. To dobry objaw bo gdyby nie ciągła ochota poznawania prawdopodobnie zatrzymalibyśmy się  w rozwoju na nauce chodzenia. Wiadomo z wiekiem ta ochota przemija i na stare lata wystarcza nam znajoma ławka w parku albo plastikowe krzesełko w ogródku działkowym z widokiem na miasto.

" tak, staram się coś napisać....jak jedno zdanie napiszę to muszę oglądać jak Ola narysowała księżniczkę, Tomek wjechał samochodem pod łóżko, albo jaki jest silny bo podnosi komputer.
I to pytanie! do kogo mamusia to wszystko pisze? no właśnie nie do kogo tylko dlaczego?
Jest tylko jedna odpowiedz na to pytanie: żeby nie zwariować!" Po 10 latach spędzonych z dziećmi w domu cofnęłam się w rozwoju o kilka lat, zauważyłam, że nawet pisanie prostych wypowiedzi sprawia mi problem. Więc jeśli piszę bez ładu i składu, z błędami stylistycznymi i ortograficznymi to winą muszę obarczyć macierzyństwo!
Więc na razie nic  więcej nie napiszę bo Ola się właśnie obruszyła, (czytając mi przez ramie), że nie narysowała księżniczki tylko Roszpunkę!

dopisane...
Chwila wolnego, Tomasz ogląda bajki, Ola w szkole:)
No więc o tych wyjazdach chciałam napisać. Są osoby, które lubią zmiany, ciągle je gdzieś gna, nie potrafią zagrzać miejsca. Niestety większość ludzi emigruje za chlebem. Nie poznałam nikogo kto marzył o przyjeździe na Wyspy, jedynym bodźcem było lepsze życie. No tak Ameryki nie odkryłam, ale czasem zastanawiam się ilu nas Tu zostanie na stare lata, bo tak jak teraz nie wyobrażam sobie powrotu do ojczyzny tak nie potrafię sobie wyobrazić mnie siedzącej na tutejszych ławkach w parku, z małym pieskiem pod ręką. Młodość rządzi się swoimi prawami, napędzana jest przez codzienne obowiązki, pogoń za pieniędzmi, prace domowe, dzieci, wakacje, karierę. Mało jest czasu na zastanawianie się co będzie kiedyś, bo czasem brakuje nam sił na dzisiejsze sprawy a co dopiero myśleć o emeryturze.
Gdzieś, kiedyś przeczytałam, że MY jesteśmy oszukanym pokoleniem - odnosiło się to do obietnic, które składali nam nauczyciele i rodzice, że jak skończysz studia to będziesz kimś. Ile takich "kimśów" sprzedaje w biedronce? Ale to temat na inny post. Wydaje mi się, iż nie tylko jesteśmy oszukani ale też będziemy "rozdarci", bo wielu z nas przeżyje tu kilkanaście lat a na jesieni życia zatęskni za plastikowym krzesełkiem w ogródku działkowym, ale wtedy tego krzesełka już nie będzie, nie będzie do czego wracać a i żal zostawiać tych, którzy tu zostaną.
Mnie w pewnym sensie Anglia rozczarowała. Moja wyobraźnia na temat tego kraju była zbyt wybujała. Parki, place zabaw, sklepy, szkoły, są takie same jak w Polsce. Domy, jedzenie,  - okropne! Drogi, usposobienie ludzi na plus dla UK. Poza tym konsumpcyjny kraj ludzi nastawionych pozytywnie do życia. I Choć wiosna przychodzi tu wcześniej to i tak wolę nasze marcowe mrozy.
Mam nadzieję, że moje krzesełko nie zniknie:)
Buziaki kochani
c.d.n

poniedziałek, 3 marca 2014

W życiu każdego z nas przychodzi taki dzień, że zmieniamy się we własnych rodziców.
Mój dzień już nadszedł - uciszam dzieci żeby obejrzeć "Fakty"!


niedziela, 2 marca 2014

Witam!

Wiem, wiem, banalny tytuł bloga ale o te myśli się rozchodzi właśnie. Czasem odczuwam potrzebą opisania własnych myśli więc tu będzie na to miejsce. Na zdjęcia i bardziej "zawodowe" sprawy zapraszam na starą stronę:)

...

Dziś znowu refleksyjnie. Odkąd tu jestem zrobiłam się jakaś ckliwa, chyba mam za dużo czasu na myślenie. Życie każdego człowieka można podzielić na etapy wzlotów i upadków, jest czas dobry kiedy wszystko idzie po naszej myśli. Ja w tym czasie nie do końca potrafię cieszyć się dobrą passą bo mam gdzieś z tyłu głowy głos, który szepcze mi, że kiedyś się to skończy i coś złego się wydarzy. Jak mówi przysłowie " Nieszczęścia chodzą parami" - mieliście kiedyś tak?, że jak się wali to na całego. No więc największym nieszczęściem jakie może nas spotkać jest choroba. Ciężka choroba kogoś bliskiego jest czasem jeszcze gorsza. Kiedy stajemy w obliczu kalectwa czy śmierci następuje często zmiana postrzegania świata, stosunku do ludzi i życia. Życie staje się najcenniejszym darem. Często walka z chorobą wzmacnia,  nasz charakter a po wygraniu takiej bitwy  jesteśmy już innymi ludźmi. Każdy z nas w inny sposób reaguje na takie sytuacje. Jedni zamykają się w sobie, inni wręcz wołają o pomoc i zainteresowanie. Nie ma chyba osoby która nie znałaby kogoś ciężko chorego, nie współczuła, żałowała. Dlaczego więc przykład innych nie zmienia naszego życia? Dlaczego patrząc na kończące się życie innej osoby nie jesteśmy w stanie przewartościować swojego , przestać przejmować się błahostkami, wziąć życie w swoje ręce i czerpać z niego garściami. Niestety, albo "stety" bo gdyby tragedie innych miały takie wpływ na nasze postępowanie to "normalne" życie by nie istniało. Ludzie mają naturalną zdolność odsuwania od siebie złych myśli i utwierdzania się w przekonaniu, że nas to nie spotka. Warto jednak czasem przystanąć i zastanowić się co można robić żebyśmy kiedyś nie żałowani, że czegoś nie zrobiliśmy. Może te wakacje które przekładamy już 10 rok z rzędu nie byłyby wcale tak kosztowne? Może choćby odłożyć na bok trzecie odkurzanie w tygodniu i swój czas poświęcić na coś co sprawia nam przyjemność. Może dziecko nie musi mieć kolejnej lalki  a wolałoby poczytać wieczorem z rodzicami albo zwyczajnie porozmawiać? To takie oklepane, każdy wie, że marnujemy czas na czynności nie dające nam satysfakcji a jednak robimy to nieustannie. Możecie zapytać : co ty zrobiłaś żeby się zmienić? Dobre pytanie. Zrobiłam za mało, robię za mało i pewnie już tak zostanie. Czasem się zastanawiam czy wybory których dokonuje, których czasem żałuję jednak nie wyszły mi na dobre. Myślę, iż nawet to czego nie zrobimy może mieć dobry wpływ na nasze życie. Trzeba więc ważyć, myśleć, kalkulować a czas pokarze czy słuszne było nasze postępowanie. To co mnie uderzyło po przyjeździe na wyspy to luz, wyciszenie, spontaniczność i beztroska ludzi. Mam wrażenie, że nam Polakom z mlekiem matki przekazana jest nerwowość, gonitwa, wyścig szczurów i nawet trudno określić co jest w naszej mentalności, że My zawsze musimy się przejmować, rozdrapywać problemy, mnożyć je nie dostrzegając dobrych rzeczy, które nas spotykają.
Konkluzja. Działać, nie żałować, nie marnować czasu, dostrzegać pozytywy, nie przejmować się rzeczami na które nie mamy wpływu i kochać......jutro dzień zakochanych. Miłosnego dnia dla wszystkich:)

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu?

Życie w obcym kraju, bez rodziny i starych znajomych sprzyja zawieraniu nowych znajomości. Poznajemy wiele osób, ich historie oraz ich rodziny, które pozostały w kraju, za którymi tęsknią albo.....wręcz przeciwnie, zadowoleni są z dzielącej ich odległości od bliskich. Wróć, chyba nie można nazwać ich bliskimi bo jedyne co ich łączy to więzy krwi. Rodzinne historie niektóre tak podobne do siebie, jedni się kochają, tęsknią, każde wakacje spędzają w rodzinnym gronie, inni wręcz przeciwnie, wysyłają zdawkowe karki na urodziny i pocztówki z kolejnych wakacji w ciepłych krajach. Czy można się temu dziwić? Czy można mieć za złe dzieciom, że nie interesują się rodzicami? Czy nie jest tak, że sam fakt poczęcia i urodzenia dziecka nie daje nam prawa do oczekiwania dozgonnej wdzięczności. Czy nie jest tak, że wydając na świat dziecko ofiarujemy je całemu światu, nie jest Ono nasza własnością a to jakie więzy będą nas łączyć zależy tylko od nas. Czy rodzice dla których najważniejsze są praca, znajomi, szkolenia, wyjazdy na wczasy mogą mieć pretensje, że ich dorosłe dziecko zamiast przyjechać do nich choć raz w roku na urlop wybiera plażę, leżak i ciepły piasek? Emigracja jest w pewnym sensie oczyszczeniem relacji rodzinnych. To czego nie było w kraju zostaje zatracone na dobre a to co było silne i trwałe przetrwa nawet mimo ogromnej odległości. Czas, czas jednak gra na naszą niekorzyść bo życie toczy się każdego dnia, dlatego musimy pielęgnować te więzi, celebrować wspólne chwile i pamiętać, że więzy krwi to za mało żeby być RODZINĄ.

Post codzienny cz.2

16. Biegniemy po Olę, tzn. jedziemy samochodem. Całe szczęście Tomek dał sie w miarę szybko ubrać, nie uciekał i nie robił fochów. Jak już zeszliśmy do samochodu to oczywiście przypomniałam sobie, że miałam wynieść śmieci...trudno może to poczekać.
17. Tomasz- "ja chcę wózek!", Ja - " nie pójdziesz na nóżkach, musisz je ćwiczyc jesteś dużym chłopcem!", Tomasz - "łeeeeeeeee".
18. Kałuże, murki, zakamarki i jeżdżące samochody, Tomasz musi wszędzie wejść....no i czemu ja tego wózka nie wzięłam?,
19. Ola jak zwykle wychodzi na końcu, przeciskamy się między ludzmi i znowu te murki, kałuże i samochody...wryy.
20. Dom - rozebrać dzieci, poukładać rzeczy i zagonić Tomka do umycia rąk - prawie 20 minut!
21. Dzieci bajka, Ja obiad.
22. Paranoja - kuchnia bez okna! Cały dom zaparowany, włączam wentylator to wtedy dzieci bajki nie słyszą! Telewizor na cały regulator i do tego ten wentylator - tragedia!
23. Jemy. Tomasz skacze po krześle....muszę za nim ganiać, żadne groźby ani prośby nie skutkują.....chyba kiepsko u mnie z konsekwencją!
24. Odrabianie lekcji - matematyka, czytanie, spelling i znowu matematyka! Czas - jakieś dwie godziny!
25.Wraca Marcin - jest po 18.00, gadka szmatka. Dzieciaki skaczą, opowiadają, ogólnie harmider.
26. Chwila spokoju - relaks - 10 min.
27. Rozmowa z rodziną na skype - dzieci znowu skaczą po nas - standard!
28. Kąpiel
29. Kolacja
30. Usypianie - jakąś godzinę.
31. Dzieci śpią! I ja też! - godzina 22.00.
32. 22.30 wstaję ogarniam kuchnię i idę spać......jutro kolejny dzień:)))


Post codzienny

Dzisiaj trochę o tym jak wygląda nasz powszedni dzień. Czasem odnoszę wrażenie, że niektórzy ludzie postrzegają matki " niepracujące" jako "leżące i pachnące przez cały dzień" Tak więc dziś napiszę w punktach jak wygląda mój standardowy dzień.
1. Pobudka o 7.00 ( mam dobrze, w UK dzieci chodzą do szkoły na 9.00:))
2. Dziś wyjątkowo skrobanie szybek - przymroziło.
3. Biegiem do szkoły bo przez te szyby mamy lekkie opóźnienie!
4. Zostawiam Olę w szkole, Tomasz w wózku ( szlag albo on za ciężki albo ktoś mi źle wózek składał - czytaj Marcin bo mi się blokada w wózku wygięła)- mniejsza z tym. Mkniemy sobie przez miasto do banku( ostatnio przyjęłam, ze skoro nie chodzę na siłownie to postaram się więcej chodzić, więc cieszy mnie ten spacer:)). Okazuje się, ze bank czynny od 9.30 więc mam czas na zaliczenie M&S. Tomasz nie zadowolony no bo znowu ciuchy!!!. Dział damski i dziecięcy zaliczony - wynik- kolejne kalosze dla Oli mam nadzieję, ze tym razem kolor jej się spodoba:). No to lecimy do banku. Kolejny punkt to warzywniak gdzie przeciskanie się z wózkiem jest utrudnione ale co tam bicepsy sobie wyrobię - wynik- jedna kapusta czerwona:). Jak zwykle Tomasz marudzi już, że jest głodny - obiecuję więc jogurcik kupić w Malince. Zakupy spożywcze gotowe w tym kiełbasa śląska, którą zażyczył sobie Tomuś żeby ją zamrozić a potem zabrać do Polski i zrobić tam grilla, panie były ubawione jego wywodami na temat wędlin.
5. Stacja paliw. Nie miałam doprowadzać do rezerwy to i musze zatankować. Poradze sobie, poradzę.
Jednak sobie nie poradzę. Podnoszę tą nalewaczkę i nic się nie dzieje, nic się nie zeruje, nic nie leci. No co za czort?. Telefon - Marcin ratuj! - całe szczęście Marcin pracuje dwa kroki od stacji:) ( aaaa trzeba było wcisnąć guzik, że się płaci w kasie....i skąd ja to niby miałam wiedzieć???)
6. Zakupy rozpakowane, talerze po śniadaniu pomyte, czas na obiad. Acha jeszcze w międzyczasie nakarmiony Tomek.
7.Obiad.
8. Olejowanie włosów:)
9. Odkurzanie, mycie czyli jednym słowem porządki domowe.
10. Wyszorowanie białych adidasów Oli - nie wiem gdzie oni w tej szkole chodzą ale buty od góry do dołu były w czarnym błocie. Kto kiedykolwiek był zimą w Anglii wie, że nawet zwykły trawnik w tym czasie zmienia się w grząskie bagno - makabra.
11. Mycie włosów -dwukrotne - czyba jednak moje włosy bardziej potrzebowały protein. Odżywka i to dużo bo w przeciwnym razie albo zrobię sobie afro albo obetnę te kołtuny. Dzięki Bogu za odżywki z silikonami!
12. Herbata dla mnie i mleko dla Tomka - 10 minut odpoczynku. "Ukryta Prawda" o molestowaniu w pracy - niektórzy to mają przerąbane:(
13. Suszenie włosów, w międzyczasie monitorowanie co Tomasz wyczynia z moim telefonem.
14. Pisanie posta: zostało mi dokładnie 15 min i muszę biec po Olę.
15. W kolejnym poście dalszy ciąg....