wtorek, 21 października 2014

K,M,O,T

Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym.
Dni prze­mijają szyb­ko.
 Życie jest krótkie. . 
Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro?

Tak wiele musiało się zmienić, tyle musieliśmy się nauczyć. I z perspektywy czasu muszę przyznać, że los był dla nas łaskawy, dlatego zaczynam się cieszyć chwilą, drobnymi rzeczami np. że Oli przeszedł kaszel, a Tomek mimo choroby nadal jest pogodny. 
Już nie mam pretensji do losu, że rzucił mnie tak daleko od rodziny, nie można mieć przecież wszystkiego, a to co mamy czyli miłość, zdrowie, dzieci, dom to wszystko czego człowiek potrzebuje.

Zeby nie było tak górnolotnie, mam tylko jedno życzenie: żeby mnie nie wysypało!!! Wirus Bostoński - przykra sprawa:(.

piątek, 3 października 2014

...

Oni - wyczekiwani, wykochani, wylulani. Najwspanialsi, cudowni, piękni,  kochani. Oni - część nas samych....gdy ktoś robi im krzywdę to moja reakcja nie ma granic.
Watch me!!!

środa, 1 października 2014

Matki Polki

Matki Polki się dziś przed szkołą popłakały. Rodzice jednej z nas po dwu miesięcznym pobycie na Wyspach wracają dziś na domu - do Polski. Niby normalna kolej rzeczy ale jak usłyszałam, że jej córka Maja przepłakała wczoraj cały dzień i dziś szła zapłakana do szkoły bo gdy wróci do domu dziadków już nie będzie, a ona co wieczór usypiała z babcią to nie wytrzymałam. Tak więc dojrzałe kobiety stały na ulicy z oczami pełnymi łez. A ja teraz siedzę i zastanawiam się ile moje dzieci straciły będąc tutaj. Kochający dziadkowie to najlepsi przyjaciele, nikt nie upiecze takiego murzynka jak babcia, nikt nie pozwoli oglądać dziesiątej bajki pod rząd, nikt nie  będzie hodował długiej trawy tylko po to żeby skosić ją z wnuczkiem i nikt nie da tyle miłości, wsparcia i zrozumienia co dziadkowie. Ja czasem mam wrażenie, że jestem na drugim miejscu z hierarchii moich dzieci bo mimo, że kocham i rozpieszczam to i wymagam. Ciągle mam z tyłu głowy, że to ode mnie zależy na jakich ludzi wyrosną moje dzieci. Dziadkowie mają więcej dystansu ale też nie czują takiej odpowiedzialności dlatego dzieci ich uwielbiają:)
Niestety nie pozostaje nam nic innego jak czekać na kolejne wakacje, na kolejne przegadane wieczory, przytulańce i całusy. Rozstania zawsze będą bolesne bez względu na to ile czasu upłynie.




Drugi plan!


czwartek, 18 września 2014

Duma

Mnóstwo ostatnio mam powodów do dumy. Nasz mały chłopiec został uczniem i dzielnie każdego dnia z teczką w ręku maszeruje do szkoły. Nie ma marudzenia i płaczu, jest za to odwaga i chęci do nauki. Mam przekonanie ( jak każda matka), ze nikt nie ma takiego odważnego i dzielnego dziecka, które mimo nieznajomości języka potrafi się porozumieć z nauczycielami, nie boi się pytać( po polsku), nie boi się odpowiadać( po polsku....albo francusku - coś co akcentem przypomina angielski ale nie ma żadnego sensu:)).

Tomasz to jeden z powodów do dumy.....kolejnym jest Ola, która nie ma żadnych problemów w szkole, bawi się z rówieśnikami, czyta po angielsku książki( woli czytać po angielsku niż po polsku). zapisała się do klubu po szkole - co jest nie lada wyczynem dla dziecka, które jeszcze kilka miesięcy temu nie lubiło szkoły, czuło się wyobcowane i samotne.

Trzeci powód to moja druga połówka, która przez 1,5 roku pobytu w UK osiągnęła więcej niz nie jeden Anglik. Jestem dumna i podziwiam za determinacje, upór i ambicje. Szkoda tylko, że Ci którzy w pewnym sensie mają wkład w ten sukces, tego nie doceniają. Wychowanie, wypuszczanie na głęboką wodę, brak wsparcia powodują, że człowiek się hartuje. Świadomość tego, że musimy liczyć tylko na siebie, ciągle się rozwijać jest najlepszym kołem napędowym. Tak więc czy należałoby podziękować tym, którzy nie pomagali? Chyba jednak nie bo wspierać, podtrzymywac na duchu a hamować to zupełnie inne sprawy.
To tak jak z małym dzieckiem, które uczy się chodzić, nie można go zatrzymywać ale ciagle być w pobliżu, bo gdy się potknie to MY go złapiemy.
Dziękuję więc tym, którzy zawsze byli przy nas, służyli radą i nie tylko bo poczucie bezpieczeństwa to potrzeba pierwszorzędna.
A na koniec zdjęcie za które M mnie zabije.....ale zawsze chciałam takie MU zrobić:)


czwartek, 4 września 2014

"lajfstajl"

Albo ja jestem zacofana albo świat zwariował.  Nieustannie, z każdej strony jestem bombardowana blogami, artykułami,  profilami na fb, które albo pokazują mi jak żyć albo uświadamiają,  że moje życie jest puste i bezwartościowe bo jak nie kupię sobie branzoletki lilu (czy jakoś tak), albo nie jadę na urlop na Korfu czy w inne pioruńsko drogie i gorące miejsce to jestem beznadziejna i powinnam się ogarnąć bo marnuję swoje  życie.  Ludzie! Po kiego grzyba wypisujecie te brednie. Czy skoro ja lubie poleżeć na sofie przed telewizorem i gnić ogladajac Na Wspólnej zamiast uprawiać jogę czy chodzić do knajpy na sushi to jestem ograniczona? Z drugiej strony....natknęłam się dziś na profil dziewczyny, która na FB ma sporo lajków bo dumna jest z tego, że jest beznadziejną panią domu. Nosz ja cię kręcę,  ludzie lubią usprawiedliwiać swoje lenistwo ale, że można na tym jeszcze kasę robić to bym nie pomyślała.  Najsmutniejsze w tym jest to, że biznes blogowy i inne społecznościowe portale robią kasę na niskim poczuciu wartości.  Kup tą torebkę a będziesz ładniejsza,  idz do tej knajpy to będziesz fajniejsza, pojedz na drogie wakacje a ludzie będą ci zazdrościć a jak to ci nie pomoże i nadal bedziesz czuć sie bezwartościowy to powiedz wszystkim, że ci nie zależy i w ogole teraz jest w modzie być leniem i arogantem a jak ktoś jest dobrym, uczciwym, pracujacym, dbajacym o dom i rodzinę człowiekiem to jest zwyczajnym lapsem!
Dokąd ten świat zmierza?

poniedziałek, 1 września 2014

Wróciliśmy

......i nawet już do ograniczonej przestrzeni się przyzwyczaiłam....łatwo nie jest....ale życie to nie bajka więc trzeba iść do przodu. Tęsknię za "kofinką" za rodziną, wspólnymi obiadami i wieczorami, tęsknię za bliskością dzieci z dziadkami i za domem....moją przestrzenią. Co nas nie zabije to nas wzmocni więc w naszym życiu kolejne zmiany, więcej pracy i obowiązków...nie będzie tyle czasu na myślenie....no i znów cieszy mnie robienie zdjęć....aparat odratowany działa bez zarzutu ( na razie).

poniedziałek, 7 lipca 2014

K jak katolicyzm

Moja Ola uczęszcza do katolickiej szkoły. W sumie to był przypadek, że tam trafiła....dużo Polaków - pomyśleliśmy, że tak będzie dla niej lepiej. Jeśli szkoła katolicka to sakramenty - Pierwsza komunia była dla nas nie tak bardzo oczywista jak dla innych rodziców. Miałam dylemat czy posłać Olę bo choć sama zostałam wychowana w wierze katolickiej to nie wiele z tej wiary we mnie pozostało. Koniec końców dziecko moje komunię przyjęło - choć kompletnie nie rozumie o co w tym wszystkich chodzi. Większość dzieci przyjmuje ciało Jezusa jako smakołyk i możliwość wystąpienia podczas mszy na środek kościoła. Wiele dzieci z nią przyjętych chodzi z rodzicami co tydzień na mszę a i tak ich świadomość jest bardzo nikła, więc argument, że to moja wina bo nie uczę jej wiary do mnie kompletnie nie przemawia. Moje dziecko zaskoczyło mnie niedawno pytaniem czy wierzę w Boga. Zanim jej odpowiedziałam ona stwierdziła, że nie wierzy bo to jakieś bajki. No i jak ja matka która nie może wierzyć bo przecież wiem, że człowiek powstał w procesie ewolucji a nie z Adama i Ewy, mam opowiadać te historię dziecku i utwierdzać ją w przekonaniu, że tak było. Jak mogę prowadzić ją do kościoła, przyjmować Pana Jezusa do serca kiedy wiem, że to zwykły opłatek poświęcony przez księdza, który jest zwykłym człowiekiem  wyświęconym przez innego człowieka. Jak mam prowadzić Ją do spowiedzi kiedy sama spowiadać się nie idę bo kłóci się to z moim pojmowaniem prywatności. Czy to z mojej strony hipokryzja? Trochę tak, chyba nie dojrzałam jeszcze żeby odciąć się od pewnych stereotypów, przedstawić swoje stanowisko i nie przejmować się co powiedzą inni. Całe szczęście żyjemy teraz w bardziej liberalnym kraju, gdzie para lesbijek idąca główną ulicą nie wywołuje większego zainteresowania. Niemniej jednak przekonałam się jak bardzo w ludziach zakorzeniona jest potrzeba przynależności i akceptacji. Nikt z nas nie chce być inny, tak bardzo chcemy tworzyć całość z innymi, że jesteśmy w stanie zaprzeczać swoim przekonaniom. Zmierzając do końca tego teologicznego wywodu, za cztery lata czeka mnie kolejna decyzja, kolejne dziecko będzie mogło stanąć przed ołtarzem, czy się na to zdecydujemy czas pokaże ale już teraz wiem, że nawet najbardziej wierzący ludzie nie są w stanie przekonać mnie do powrotu na łono kościoła, zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, zbyt wiele złych przykładów ze strony kleru mogłabym przytoczyć by móc stać się jedną z owieczek. Wierzących ludzi bardzo szanuję i akceptuje ich stanowisko, choć czasem trudno mi pojąc jak można w tak dużym stopniu pozwolić na wdzieranie się religii w życie, manipulowanie nim. Jest jednak jedna zaleta wiary która myślę przekonuje wielu ludzi do nawrócenia. Przewodnik - niejednokrotnie w ostatnim czasie słyszałam, że Jezus daje odpowiedzi, rozwiązuje problemy jest przewodnikiem. Ściąga to w jakiś sposób z katolików potrzebę podejmowania decyzji, oczekiwanie na sygnał i modlitwa jest prostszym rozwiązaniem. A co gdy nie wszystko idzie po naszej myśli i to o co się modlimy nie zostało nam dane - to się nazywa opatrzność Boska - czyż to nie naiwne?

c.d.n

czwartek, 3 lipca 2014

Spokój

Sama się dziwię....jak by mnie ktoś zaczarował....tyle przeciwności losu, tyle kłopotów a ja spokojna i szczęśliwa....zero paniki, zero nerwów....Rodzinko już niedługo się zobaczymy, przytulimy i nagadamy:)

piątek, 6 czerwca 2014

Rozterki

Do wakacji pozostało niecałe 1,5 miesiąca, w tym czasie czeka nas przeprowadzka i Oli komunia. Codziennie mam ręce pełne roboty a głowę jeszcze pełniejszą od myśli. Bo choć w PL czekają na nas najbliżsi to wiemy, że przed pozostawionymi rok temu niedokończonymi spawami prawdopodobnie nie będziemy w stanie uciec. Mówi się , iż czas leczy rany ale w tym przypadku rany te za każdym razem będą na nowo rozrywane i dopóki jasno nie przeciwstawimy się nadstawianiu drugiego policzka dopóty za każdym razem odwiedzając Polskę będziemy czuli niesmak.
Ostatni rok był dla nas wielkim wyzwaniem, całe szczęście do tej pory wszystkie napotykane problemy udawało nam się rozwiązać. Doświadczenia te sprawiły, że jesteśmy bardziej pewni siebie i swoich racji.
Pewnie niektórzy swierdzą, że po roku emigracji się zmieniliśmy - i będzie to prawda, bo nikt już mi nie wmówi, że białe jest czarne a czarne jest białe.

Polsko See You Soon:))))))

czwartek, 8 maja 2014

Umiar

Moje ostatni odkrycie - życie z umiarem, równowaga, balans to chyba to czego niektórym ludziom w życiu brakuje. Powinniśmy życie traktować jako składową rzeczy i zdarzeń z których według własnego sumienia i poczucia wartości wybieramy to co nas uszczęśliwi. Każdy człowiek posiada rozum, dany od Boga lub rozwinięty na tyle w procesie ewolucji  aby pomagał nam rozróżnić dobo od zła. Obserwując innych przekonuję się , iż wiele osób ma problem z samodzielnym podejmowaniem decyzji, kierowaniem swoim życiem. Z drugiej strony nie toleruję osób, które nie przyjmują do świadomości rad innych uznając swoją rację za jedyną i słuszną.  Dlaczego skoro każdy z nas ma takie samo prawo wyrażać swoje opnie, publikować je na łamach gazet czy w internecie dajemy się omamić i bezkrytycznie brniemy w wyznawane prze innych przekonania uznając ich wyższość tylko dlatego, że zostały wygłoszone przez księdza, polityka czy znaną osobę. Wszystko to sprowadza się do własnej, niskiej samooceny. Sami stawiamy swój rozum na szarym końcu podpierając się myśleniem innych, Prowadzi to często do zaszufladkowania naszego życia w ramach wyznawanych przez innych przekonań. Czy nie lepiej jest czytać, myśleć, przetwarzać i dostosować pewne poglądy tak aby nasze poczucie wartości, nasze zasady i nasz światopogląd nas uszczęśliwiał.
Słuchajmy - myślmy - dostosujmy - bądźmy szczęśliwi!

środa, 30 kwietnia 2014

Majówka

Majówka z mojego dzieciństwa to bose nogi na rozgrzanym asfalcie, długie włosy i białe spodnie mojej Mamusi, wata cukrowa i przejażdżka na kucyku. Nie wiem czy utkwiło mi to w pamięci bo robiliśmy to co roku czy dlatego, że było wyjątkowo, świątecznie, tak jak powinno być!


środa, 2 kwietnia 2014

Strój idealny

żródło: internet

Czyż nie jest to idealny strój dla kobiety pracującej? Nigdy nie miałabym bad hair day, nie musiałabym się martwić wystającym brzuszkiem ani źle dobraną torebką. Nie spędzałabym też tyle czasu przed lustrem, zaoszczędziłabym na kosmetykach i wizytach u fryzjera. Nikt nie oceniałby bezustannie mojego wyglądu a ja zamiast biegać po sklepach w poszukiwaniu idealnych dżinsów mogłabym robić coś bardziej kreatywnego. Nie sądzicie, że to My jesteśmy kobietami uciśnionymi? i to na własne życzenie!
Tak....ale jak smutne byłoby życie gdybym co wieczór nie musiała wyciskać siódmych potów po to żeby wbić się rano w te idealne dżinsy, ile przyjemność sprawia podkreślanie kobiecości, i te pełne zazdrości spojrzenia koleżanek kiedy paradujemy na bezdechu w obcisłej bluzeczce tylko po to żeby poczuć się dowartościowane, lepsze, jeszcze nie takie stare, bo choć wiemy, że czas nie jest dla nas już tak łaskowy to za wszelką cenę się mu nie poddajemy. 
P.s kolor tych wdzianek (burek) idealnie kontrastował by z moimi nowymi bardzo slim!!! spodniami:)

piątek, 28 marca 2014

Lots to talk about

No właśnie, wczoraj zdałam sobie sprawę, że w przeciągu ostatnich 10 lat nie odbyłam tylu spotkań towarzyskich co przez ostatnie 8 miesięcy. Zapisuję to na plus życia na emigracji, ale i tak lista minusów jest dłuższa...zobaczymy co życie przyniesie.

niedziela, 23 marca 2014

Ola 8 lat!

Czas płynie....widać to po dzieciach....osiem lat temu przytuliłam po raz pierwszy moją córeczkę.
Olusiu jesteś najwspanialsza! Kochamy Cię!


niedziela, 16 marca 2014

Zazdrość

Niesłychane jak wielu rzeczy można zazdrościć innym. Zazdrościmy materialnych rzeczy, powodzenia w pracy, wakacji w ciepłych krajach ale żeby zazdrościć: miłości, grzecznych dzieci, kochającego męża? PRZESADA!
Ja też zazdroszczę, jestem przecież człowiekiem ale zazdroszczę przede wszystkich pogody ducha, optymizmu, samozaparcia , uporu....gdzieś przez ostatnie lata to wszystko zgubiłam. Może są jakieś magiczne sposoby na pozytywne myślenie?


środa, 12 marca 2014

Patriotyzm

Podobno w przeprowadzonej w Polsce ankiecie 45 procent obywateli, na zadane pytanie: czy walczyłbyś za swój kraj odpowiedziało: NIE! Czy aż tak ojczyzna dała nam popalić, że nie jesteśmy gotowi poświęcić dla niej siebie.

sobota, 8 marca 2014

Dzień jak codzień...

Dziś jest kolejny, zwyczajny dzień mojego życia. 
Ile z nas tak powie? 
Ja nie, bo powinniśmy celebrować każdy nowy dzień, cieszyć się z małych rzeczy i nie martwić się na zapas. Pamiętajmy  - kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym nie dane nam będzie otworzyć oczu. 
Cudownego - zwykłego dnia kobietki:)


środa, 5 marca 2014

Cudze chwalimy swego nie znamy.

Ile razy każdy nas zachwycał się rzeczami, których nie mógł mieć, miejscami, których nie mógł zwiedzić, obyczajami, których nie mógł poznać. Często nie dostrzegamy piękna otaczających nas miejsc bo są znajome, zwyczajne, oklepane. Marzy nam się przenieść gdzieś gdzie wszystko będzie nowe, egzotyczne i ekscytujące. To dobry objaw bo gdyby nie ciągła ochota poznawania prawdopodobnie zatrzymalibyśmy się  w rozwoju na nauce chodzenia. Wiadomo z wiekiem ta ochota przemija i na stare lata wystarcza nam znajoma ławka w parku albo plastikowe krzesełko w ogródku działkowym z widokiem na miasto.

" tak, staram się coś napisać....jak jedno zdanie napiszę to muszę oglądać jak Ola narysowała księżniczkę, Tomek wjechał samochodem pod łóżko, albo jaki jest silny bo podnosi komputer.
I to pytanie! do kogo mamusia to wszystko pisze? no właśnie nie do kogo tylko dlaczego?
Jest tylko jedna odpowiedz na to pytanie: żeby nie zwariować!" Po 10 latach spędzonych z dziećmi w domu cofnęłam się w rozwoju o kilka lat, zauważyłam, że nawet pisanie prostych wypowiedzi sprawia mi problem. Więc jeśli piszę bez ładu i składu, z błędami stylistycznymi i ortograficznymi to winą muszę obarczyć macierzyństwo!
Więc na razie nic  więcej nie napiszę bo Ola się właśnie obruszyła, (czytając mi przez ramie), że nie narysowała księżniczki tylko Roszpunkę!

dopisane...
Chwila wolnego, Tomasz ogląda bajki, Ola w szkole:)
No więc o tych wyjazdach chciałam napisać. Są osoby, które lubią zmiany, ciągle je gdzieś gna, nie potrafią zagrzać miejsca. Niestety większość ludzi emigruje za chlebem. Nie poznałam nikogo kto marzył o przyjeździe na Wyspy, jedynym bodźcem było lepsze życie. No tak Ameryki nie odkryłam, ale czasem zastanawiam się ilu nas Tu zostanie na stare lata, bo tak jak teraz nie wyobrażam sobie powrotu do ojczyzny tak nie potrafię sobie wyobrazić mnie siedzącej na tutejszych ławkach w parku, z małym pieskiem pod ręką. Młodość rządzi się swoimi prawami, napędzana jest przez codzienne obowiązki, pogoń za pieniędzmi, prace domowe, dzieci, wakacje, karierę. Mało jest czasu na zastanawianie się co będzie kiedyś, bo czasem brakuje nam sił na dzisiejsze sprawy a co dopiero myśleć o emeryturze.
Gdzieś, kiedyś przeczytałam, że MY jesteśmy oszukanym pokoleniem - odnosiło się to do obietnic, które składali nam nauczyciele i rodzice, że jak skończysz studia to będziesz kimś. Ile takich "kimśów" sprzedaje w biedronce? Ale to temat na inny post. Wydaje mi się, iż nie tylko jesteśmy oszukani ale też będziemy "rozdarci", bo wielu z nas przeżyje tu kilkanaście lat a na jesieni życia zatęskni za plastikowym krzesełkiem w ogródku działkowym, ale wtedy tego krzesełka już nie będzie, nie będzie do czego wracać a i żal zostawiać tych, którzy tu zostaną.
Mnie w pewnym sensie Anglia rozczarowała. Moja wyobraźnia na temat tego kraju była zbyt wybujała. Parki, place zabaw, sklepy, szkoły, są takie same jak w Polsce. Domy, jedzenie,  - okropne! Drogi, usposobienie ludzi na plus dla UK. Poza tym konsumpcyjny kraj ludzi nastawionych pozytywnie do życia. I Choć wiosna przychodzi tu wcześniej to i tak wolę nasze marcowe mrozy.
Mam nadzieję, że moje krzesełko nie zniknie:)
Buziaki kochani
c.d.n

poniedziałek, 3 marca 2014

W życiu każdego z nas przychodzi taki dzień, że zmieniamy się we własnych rodziców.
Mój dzień już nadszedł - uciszam dzieci żeby obejrzeć "Fakty"!


niedziela, 2 marca 2014

Witam!

Wiem, wiem, banalny tytuł bloga ale o te myśli się rozchodzi właśnie. Czasem odczuwam potrzebą opisania własnych myśli więc tu będzie na to miejsce. Na zdjęcia i bardziej "zawodowe" sprawy zapraszam na starą stronę:)

...

Dziś znowu refleksyjnie. Odkąd tu jestem zrobiłam się jakaś ckliwa, chyba mam za dużo czasu na myślenie. Życie każdego człowieka można podzielić na etapy wzlotów i upadków, jest czas dobry kiedy wszystko idzie po naszej myśli. Ja w tym czasie nie do końca potrafię cieszyć się dobrą passą bo mam gdzieś z tyłu głowy głos, który szepcze mi, że kiedyś się to skończy i coś złego się wydarzy. Jak mówi przysłowie " Nieszczęścia chodzą parami" - mieliście kiedyś tak?, że jak się wali to na całego. No więc największym nieszczęściem jakie może nas spotkać jest choroba. Ciężka choroba kogoś bliskiego jest czasem jeszcze gorsza. Kiedy stajemy w obliczu kalectwa czy śmierci następuje często zmiana postrzegania świata, stosunku do ludzi i życia. Życie staje się najcenniejszym darem. Często walka z chorobą wzmacnia,  nasz charakter a po wygraniu takiej bitwy  jesteśmy już innymi ludźmi. Każdy z nas w inny sposób reaguje na takie sytuacje. Jedni zamykają się w sobie, inni wręcz wołają o pomoc i zainteresowanie. Nie ma chyba osoby która nie znałaby kogoś ciężko chorego, nie współczuła, żałowała. Dlaczego więc przykład innych nie zmienia naszego życia? Dlaczego patrząc na kończące się życie innej osoby nie jesteśmy w stanie przewartościować swojego , przestać przejmować się błahostkami, wziąć życie w swoje ręce i czerpać z niego garściami. Niestety, albo "stety" bo gdyby tragedie innych miały takie wpływ na nasze postępowanie to "normalne" życie by nie istniało. Ludzie mają naturalną zdolność odsuwania od siebie złych myśli i utwierdzania się w przekonaniu, że nas to nie spotka. Warto jednak czasem przystanąć i zastanowić się co można robić żebyśmy kiedyś nie żałowani, że czegoś nie zrobiliśmy. Może te wakacje które przekładamy już 10 rok z rzędu nie byłyby wcale tak kosztowne? Może choćby odłożyć na bok trzecie odkurzanie w tygodniu i swój czas poświęcić na coś co sprawia nam przyjemność. Może dziecko nie musi mieć kolejnej lalki  a wolałoby poczytać wieczorem z rodzicami albo zwyczajnie porozmawiać? To takie oklepane, każdy wie, że marnujemy czas na czynności nie dające nam satysfakcji a jednak robimy to nieustannie. Możecie zapytać : co ty zrobiłaś żeby się zmienić? Dobre pytanie. Zrobiłam za mało, robię za mało i pewnie już tak zostanie. Czasem się zastanawiam czy wybory których dokonuje, których czasem żałuję jednak nie wyszły mi na dobre. Myślę, iż nawet to czego nie zrobimy może mieć dobry wpływ na nasze życie. Trzeba więc ważyć, myśleć, kalkulować a czas pokarze czy słuszne było nasze postępowanie. To co mnie uderzyło po przyjeździe na wyspy to luz, wyciszenie, spontaniczność i beztroska ludzi. Mam wrażenie, że nam Polakom z mlekiem matki przekazana jest nerwowość, gonitwa, wyścig szczurów i nawet trudno określić co jest w naszej mentalności, że My zawsze musimy się przejmować, rozdrapywać problemy, mnożyć je nie dostrzegając dobrych rzeczy, które nas spotykają.
Konkluzja. Działać, nie żałować, nie marnować czasu, dostrzegać pozytywy, nie przejmować się rzeczami na które nie mamy wpływu i kochać......jutro dzień zakochanych. Miłosnego dnia dla wszystkich:)

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu?

Życie w obcym kraju, bez rodziny i starych znajomych sprzyja zawieraniu nowych znajomości. Poznajemy wiele osób, ich historie oraz ich rodziny, które pozostały w kraju, za którymi tęsknią albo.....wręcz przeciwnie, zadowoleni są z dzielącej ich odległości od bliskich. Wróć, chyba nie można nazwać ich bliskimi bo jedyne co ich łączy to więzy krwi. Rodzinne historie niektóre tak podobne do siebie, jedni się kochają, tęsknią, każde wakacje spędzają w rodzinnym gronie, inni wręcz przeciwnie, wysyłają zdawkowe karki na urodziny i pocztówki z kolejnych wakacji w ciepłych krajach. Czy można się temu dziwić? Czy można mieć za złe dzieciom, że nie interesują się rodzicami? Czy nie jest tak, że sam fakt poczęcia i urodzenia dziecka nie daje nam prawa do oczekiwania dozgonnej wdzięczności. Czy nie jest tak, że wydając na świat dziecko ofiarujemy je całemu światu, nie jest Ono nasza własnością a to jakie więzy będą nas łączyć zależy tylko od nas. Czy rodzice dla których najważniejsze są praca, znajomi, szkolenia, wyjazdy na wczasy mogą mieć pretensje, że ich dorosłe dziecko zamiast przyjechać do nich choć raz w roku na urlop wybiera plażę, leżak i ciepły piasek? Emigracja jest w pewnym sensie oczyszczeniem relacji rodzinnych. To czego nie było w kraju zostaje zatracone na dobre a to co było silne i trwałe przetrwa nawet mimo ogromnej odległości. Czas, czas jednak gra na naszą niekorzyść bo życie toczy się każdego dnia, dlatego musimy pielęgnować te więzi, celebrować wspólne chwile i pamiętać, że więzy krwi to za mało żeby być RODZINĄ.

Post codzienny cz.2

16. Biegniemy po Olę, tzn. jedziemy samochodem. Całe szczęście Tomek dał sie w miarę szybko ubrać, nie uciekał i nie robił fochów. Jak już zeszliśmy do samochodu to oczywiście przypomniałam sobie, że miałam wynieść śmieci...trudno może to poczekać.
17. Tomasz- "ja chcę wózek!", Ja - " nie pójdziesz na nóżkach, musisz je ćwiczyc jesteś dużym chłopcem!", Tomasz - "łeeeeeeeee".
18. Kałuże, murki, zakamarki i jeżdżące samochody, Tomasz musi wszędzie wejść....no i czemu ja tego wózka nie wzięłam?,
19. Ola jak zwykle wychodzi na końcu, przeciskamy się między ludzmi i znowu te murki, kałuże i samochody...wryy.
20. Dom - rozebrać dzieci, poukładać rzeczy i zagonić Tomka do umycia rąk - prawie 20 minut!
21. Dzieci bajka, Ja obiad.
22. Paranoja - kuchnia bez okna! Cały dom zaparowany, włączam wentylator to wtedy dzieci bajki nie słyszą! Telewizor na cały regulator i do tego ten wentylator - tragedia!
23. Jemy. Tomasz skacze po krześle....muszę za nim ganiać, żadne groźby ani prośby nie skutkują.....chyba kiepsko u mnie z konsekwencją!
24. Odrabianie lekcji - matematyka, czytanie, spelling i znowu matematyka! Czas - jakieś dwie godziny!
25.Wraca Marcin - jest po 18.00, gadka szmatka. Dzieciaki skaczą, opowiadają, ogólnie harmider.
26. Chwila spokoju - relaks - 10 min.
27. Rozmowa z rodziną na skype - dzieci znowu skaczą po nas - standard!
28. Kąpiel
29. Kolacja
30. Usypianie - jakąś godzinę.
31. Dzieci śpią! I ja też! - godzina 22.00.
32. 22.30 wstaję ogarniam kuchnię i idę spać......jutro kolejny dzień:)))


Post codzienny

Dzisiaj trochę o tym jak wygląda nasz powszedni dzień. Czasem odnoszę wrażenie, że niektórzy ludzie postrzegają matki " niepracujące" jako "leżące i pachnące przez cały dzień" Tak więc dziś napiszę w punktach jak wygląda mój standardowy dzień.
1. Pobudka o 7.00 ( mam dobrze, w UK dzieci chodzą do szkoły na 9.00:))
2. Dziś wyjątkowo skrobanie szybek - przymroziło.
3. Biegiem do szkoły bo przez te szyby mamy lekkie opóźnienie!
4. Zostawiam Olę w szkole, Tomasz w wózku ( szlag albo on za ciężki albo ktoś mi źle wózek składał - czytaj Marcin bo mi się blokada w wózku wygięła)- mniejsza z tym. Mkniemy sobie przez miasto do banku( ostatnio przyjęłam, ze skoro nie chodzę na siłownie to postaram się więcej chodzić, więc cieszy mnie ten spacer:)). Okazuje się, ze bank czynny od 9.30 więc mam czas na zaliczenie M&S. Tomasz nie zadowolony no bo znowu ciuchy!!!. Dział damski i dziecięcy zaliczony - wynik- kolejne kalosze dla Oli mam nadzieję, ze tym razem kolor jej się spodoba:). No to lecimy do banku. Kolejny punkt to warzywniak gdzie przeciskanie się z wózkiem jest utrudnione ale co tam bicepsy sobie wyrobię - wynik- jedna kapusta czerwona:). Jak zwykle Tomasz marudzi już, że jest głodny - obiecuję więc jogurcik kupić w Malince. Zakupy spożywcze gotowe w tym kiełbasa śląska, którą zażyczył sobie Tomuś żeby ją zamrozić a potem zabrać do Polski i zrobić tam grilla, panie były ubawione jego wywodami na temat wędlin.
5. Stacja paliw. Nie miałam doprowadzać do rezerwy to i musze zatankować. Poradze sobie, poradzę.
Jednak sobie nie poradzę. Podnoszę tą nalewaczkę i nic się nie dzieje, nic się nie zeruje, nic nie leci. No co za czort?. Telefon - Marcin ratuj! - całe szczęście Marcin pracuje dwa kroki od stacji:) ( aaaa trzeba było wcisnąć guzik, że się płaci w kasie....i skąd ja to niby miałam wiedzieć???)
6. Zakupy rozpakowane, talerze po śniadaniu pomyte, czas na obiad. Acha jeszcze w międzyczasie nakarmiony Tomek.
7.Obiad.
8. Olejowanie włosów:)
9. Odkurzanie, mycie czyli jednym słowem porządki domowe.
10. Wyszorowanie białych adidasów Oli - nie wiem gdzie oni w tej szkole chodzą ale buty od góry do dołu były w czarnym błocie. Kto kiedykolwiek był zimą w Anglii wie, że nawet zwykły trawnik w tym czasie zmienia się w grząskie bagno - makabra.
11. Mycie włosów -dwukrotne - czyba jednak moje włosy bardziej potrzebowały protein. Odżywka i to dużo bo w przeciwnym razie albo zrobię sobie afro albo obetnę te kołtuny. Dzięki Bogu za odżywki z silikonami!
12. Herbata dla mnie i mleko dla Tomka - 10 minut odpoczynku. "Ukryta Prawda" o molestowaniu w pracy - niektórzy to mają przerąbane:(
13. Suszenie włosów, w międzyczasie monitorowanie co Tomasz wyczynia z moim telefonem.
14. Pisanie posta: zostało mi dokładnie 15 min i muszę biec po Olę.
15. W kolejnym poście dalszy ciąg....